Niekrótka historia o Balboa w Warszawie (2)

24/9/2016
Jezowa

Balboa. O tym skąd taniec ten wziął się na polskiej ziemi pisałam w zeszłym tygodniu, w notce, którą przeczytać możecie TUTAJ. Zapraszam do lektury ciągu dalszego opowieści o Balboa w Stolicy. Tym razem nieco więcej o mojej i Michała przygodzie z tym tańcem!

Na samym początku balbolenia, w listopadzie 2012 roku pojechaliśmy z Michałem do Budapesztu na Lindy Shock. Podczas jednej z imprez jeden z moich tanecznych partnerów, cierpiący z powodu bólu kolana, zapytał, czy tańczę Balboa, i jeśli tak, to czy możemy się na nie „przesiąść”. Zastrzegając na milion sposobów, że ja Balboa to tak tylko tyci-tyci, wyraziłam swój gorący entuzjazm dla tego pomysłu. I to był jeden z tańców życia. Facet Balboa tańczył od lat, był niebywale życzliwy i anielsko cierpliwy. Napisałam, że to był jeden z tańców życia? Uściślę. To był set życia! Nie wiem ile w sumie tych tańców było, bo było ich nieprzyzwoicie wiele! Henri Huygens poświęcił mi wystarczająco dużo czasu, bym, po początkowym bezładnym i nerwowym trzepotaniu się, weszła w tryb jako takiego podążania i zaczęła rozumieć czym tak naprawdę jest Balboa. Z parkietu zeszłam z objawami pełnego egzaltacji euforycznego obłędu. Myślę, że to doświadczenie sprawiało, że do wszystkich kolejnych warsztatów Balboa podchodziłam z nie do końca rozumianym przez otoczenie entuzjazmem. Jeśli było gdzieś Balboa (np. jako taster na festiwalu Lindy Hop), to my też tam byliśmy (naszymi pierwszymi instruktorami Balboa na obczyźnie, a konkretnie w Nowym Orleanie na Ultimate Lindy Hop Showdown i w Wilnie na Harlemie, byli: Peter Loggins i Mia Goldsmith). Podobnie podczas potańcówek - jak tylko muzyka przyspieszała, to wierciłam Michałowi dziurę w brzuchu o Balboa, choćby miała to być tylko jedna z podstawowych kombinacji kroków.Same kłopoty, wszędzie pułapkiSielanka nie trwała długo. Jak to w życiu: po pierwszym uniesieniu pojawiają się Myśli. Peter z Mią – jedno. David z Anną czy Gosią – drugie. Bjoern z Claudią czy Danielą – jeszcze jakoś jakby inaczej. Zgłupieliśmy. To w końcu jak to Balboa tańczyć?* (odpowiedź znajdziecie na końcu artykułu!)Analityk, którym jestem, nie pozostawia takich pytań bez odpowiedzi. Na pierwsze poszukiwania udaliśmy się w lutym 2014 roku do Paryża. Na Paris Balboa& Shag Festival zapisaliśmy się na obydwie ścieżki – w końcu Shag, z którym po raz pierwszy spotkaliśmy się w Nowym Orleanie, także wydawał się nam fajnym tańcem. I tu kolejna pułapka: w NOLA uczyliśmy się St. Louis Shag, a z Paryża wróciliśmy… z Collegiate Shag. No, ale to już zupełnie inna historia.Pierwszy balboszkowy festiwalWięc pierwszy był Paryż. I tam Jeż kupił pierwsze balboszkowe buty. I to tam jeden z instruktorów przesunął nas do wyższej grupy, „bo nie tańczyliśmy jak początkujący”... I tam zobaczyliśmy jak bardzo zróżnicowane pod względem wieku może być środowisko taneczne (nasze podskórne przeświadczenie, że tańczyć swing można w każdym wieku znalazło w końcu swoje prawie-że-masowe odzwierciedlenie w rzeczywistości.[caption id="attachment_2288" align="aligncenter" width="720"]

Paris Balboa and Shag Festival 2014.

Paris Balboa and Shag Festival 2014.[/caption]Jedną trzecią ubrań przywieźliśmy stamtąd w stanie nienaruszonym swingowym potem. I to tam Michał się najbardziej strachał przy prowadzeniu doświadczonych followerek – w końcu to był nasz debiutancki Bal bal!To uczucie, gdy jesteś postrzegany jako nieco egzotycznySpodobało nam się i w czerwcu pojechaliśmy do Hamburga na Hamburg Balboa Weekend. Na piątkowej imprezie spotkaliśmy Bjoerna i Danielę. Bjoern z wielkim zdziwieniem zakrzyknął: „A co Wy tu robicie?” Uśmiałam się: najpierw nas uczy, a potem się dziwi, że poskutkowało. Bardzo się ucieszyliśmy na to spotkanie. W środowisku Balboa byliśmy zupełnie nowi i naprawdę nie znaliśmy w nim nikogo. No, z jednym wyjątkiem: w Hamburgu był też Henri. Robiło się coraz weselej!Poszliśmy za ciosem i we wrześniu wylądowaliśmy w Beesenstedt na Balboa Castle Camp. Wrażenia z tego tygodniowego obozu to temat na osobną opowieść. Obłędny pałacyk z końca XIXw. Balboa wszędzie i na okrągło. Super ludzie i atmosfera. Bardzo fajne warsztaty i imprezy.[caption id="attachment_2289" align="aligncenter" width="720"]

Balboa Castle Camp 2014

Balboa Castle Camp 2014. Materiały organizatora. Fot. Andrew Miller[/caption]Jednak ciągle byliśmy outsiderami. Na informację, że jesteśmy z Polski wszyscy reagowali zdziwieniem: „A to u Was tańczy się Balboa?” Na pytanie „A jak duża jest scena Balboa w Warszawie?” Odpowiadaliśmy, że nieduża, ale już niedługo będzie większa!Jak to Paweł chciał robotę robićNie były to czcze przechwałki. Wcześniej, w marcu byliśmy na Mińsk Lindy Exchange. Pojechaliśmy tam w super towarzystwie – głównie składającym się z koleżanek i kolegów Grupy Już Prawie Nie Poczatkującej. W zasadzie to dopiero się poznawaliśmy. W tej historii ważne jest to, że ulegli naszym namowom i wylądowali z nami na tasterach z Shaga i z Balboa. Obie lekcje świetnie poprowadzone. Tak dobrze, że koleżeństwo połknęło haczyki. I to tak głęboko, że potem, już w Warszawie, pojawiały się prośby, by przypomnieć krok Balboa, albo trochę wspólnie potańczyć. Coś zaczynało się dziać. Głównie dzięki Pawłowi Gałązce, który zjawiał się co tydzień u nas w domu i domagał się „robienia roboty”. W tej sytuacji, podczas Balboa Castle Camp, zdecydowaliśmy się na naszego pierwszego balboszkowgo priva (prywatną lekcję). Naszymi nauczycielami byli Jeremy Otth i Laura Keat. Pokierowali nami wtedy jako tancerzami, przede wszystkim jednak jako osobami mającymi zaraz ponieść Balboa dalej. Było to dla nas niezmiernie ważne, bo tańczyć to jedno, ale uczyć – to zupełnie inna para kaloszy.Obyś cudze dzieci uczył!We wrześniu 2014 roku zaczęliśmy dawać pierwsze lekcje Balboa. A to jakieś zastępstwo, a to Balboa stawało się tematem zajęć technicznych. Grunt, że był grunt! Latem 2015 roku padł pomysł, by osobom, które polubiły Balboa pomóc opanować je w takim stopniu, by mogły zacząć jeździć na zagraniczne warsztaty i uczyć się od najlepszych i najbardziej doświadczonych instruktorów (na festiwalach nie ma grup poczatkujących). I tak, w lipcu 2015 poprowadziliśmy miesięczny kurs Balboa. I jakoś tak wyszło, że w sierpniu był on kontynuowany. A potem też jakoś tak wyszło, że zajęcia Balboa stały się stałym elementem w swingoutowym grafiku. Dla tych, którzy nie mogli uczestniczyć w regularnych zajęciach w tygodniu, organizowaliśmy warsztaty weekendowe, w kwietniu uruchomione zostały zajęcia w nowej grupie, podczas tegorocznego Swingout Summer zajęcia Balboa stanowiły – obok Collegiate Shag i Bluesa – ofertę zajęć popołudniowych, dziś zaś kolejne zaciekawione tym tańcem osoby rejestrują się w Studio do nowej grupy na zajęcia.British DavePo przerwie wynikającej z kolizji terminów festiwali z prywatnymi zobowiązaniami, znów zaczęliśmy się szwendać po balboszkowym świecie. I tak druga połowa 2015 roku upłynęła nam w skandynawskich klimatach. We sierpniu uczyliśmy się na Oslo Balboa Weekend, a w listopadzie na Revivalu w Malmö. Było produktywnie i wesoło. I już nieobco. W dużej mierze za sprawą Dave’a Mintera - wspaniałego człowieka poznanego dzięki uprzejmości Gosi Aniołkowskiej. Dave zna w świecie Balboa wszystkich i był wszędzie. Pomógł nam w doborze festiwali i otoczył wielką serdecznością podczas wspólnych imprez. Pomógł mi się roztańczyć i nabrać pewności siebie. Jeden z moich tańców życia to taniec z Davem podczas zeszłorocznego Warsaw Lindy Hop Exchange. Dzikie tempo! I wielka radość!Kupą, mości panowie!Bieżący rok też pełen jest Balboa-atrakcji: w styczniu było Balboa Dayz w Dreźnie (dwie radości: pierwszy raz wyjazd małą paczką, Michał zakwalifikowany na poziom Masters), w marcu Berlin Balboa Weekend, w kwietniu Swing Paradise w Wilnie - na zajęcia Balboa chodziliśmy już całkiem sporą ekipą a nasi bardzo dzielnie walczyli w konkursie Jack and Jill: Kasia Dybowska (III miejsce), Gosia Aniołkowska i Sylwia Rozpierska, Michał Oblaciński (II miejsce) i mój Michał w finałach...[embedr responsive="true"]https://youtu.be/Ilfs3Kbbth0[/embedr]...w maju Minor Swing w Göteborgu (tym razem wyjazd na trzy pary!), w lipcu tygodniowy obóz Studio Hop Summer Camp we Francji, we wrześniu znów Balboa Castle Camp w Niemczech, a w listopadzie – znów paczką - Revival w Szwecji. Obawiam się, że może nie być to jeszcze pełna lista...Z niejednego pieca chlebLista nauczycieli (poza wymienionymi wcześniej parami, które uczyły na organizowanych przez SWINGOUT.PL warsztatach), u których mogliśmy się uczyć, jest dziś już dość długa: Adam Lamontagne, Albert Ferran Toll, Andrea Hosel, Andreas Olsson, Andy Reid, Anna-Maria Bernhard (Kemper), Anne-Helene Cavasa; Anni Skoglund, Bärbl Kaufer, Bernard Cavasa, Bobby White, Corey Manke, David Rehm, Gasper Hrovat, Gio Olla, Gloria Garcia, Gontran Galinier, Heather Ballew, Javier Johnson, Jeremy Otth, Katja Hrastar Završnik, Kelly Arsenault, Lana Mykhaylyuk, Laura Keat, Lina Vilniškytė, Marcus Koch, Martynas Stonys, Masha Krohina, Mette Herlitz, Mia Halloran (Goldsmith), Mickey Fortanasce, Moe Sakan, Natasha Deviatkina, Nick Williams, Olivier Harouard, Peter Winqvist Loggins, Sanna Lainonen, Shani Brown, Susan Manke, Susana Bernal Sanchez, Sylvia Sykes, Taras Melnyk, Teni Lopez-Cardenas. W tym roku spotkamy się z wieloma spośród nich i poznamy kolejnych, takich jak: Adam Speen, Freddie Kalbom, Jacob Wigger, Jennifer Lee (jestem jej wielką fanką), Jo Calanglang, Kate Hedin, Mel Calanglang, Nelle Cherry. Nie możemy się już tego doczekać!Nasi Uczniowie Kochani TacyDziś można już powiedzieć, że scena Balboa w Warszawie istnieje. Maleńka jeszcze, ale robimy w Studio, co w naszej mocy, by mogła się ona wesoło rozrastać. Propagujemy Balboa lekcjami pokazowymi podczas współorganizowanych przez SWINGOUT.PL imprez (np. plenerowych cykli „Zakochaj się w swingu” w Cudzie nad Wisłą i „Swingowej Plażowej”) czy organizując regularne wieczorki taneczne „Balboa przy Kruczej”.[embedr responsive="true"]https://youtu.be/KEySaq1hc5E[/embedr]Nie tylko prowadzimy regularne zajęcia i weekendowe warsztaty, ale też co tydzień ćwiczymy z naszymi uczniami podczas balboszkowych praktisów w DZiKu. Wszystkie te działania nie przynosiłyby tak cieszących nas efektów, gdyby nie wsparcie ze strony przychylnych nam osób m.in. Kasi Dybowskiej i Michała Oblacińskiego. Bez inspiracji z ich strony, ich gotowości do realizacji najbardziej szalonych zamierzeń, ich tytanicznej pracy nad rozwojem sceny tańców swingowych - wszystko wyglądałoby dziś inaczej. Otacza nas też ocean życzliwości ze strony koleżanek i kolegów biorących udział w prowadzonych przez nas zajęciach. Ich wytrwałości, entuzjazmowi i zaangażowaniu zawdzięczamy fakt, że Balboa ma już swoje miejsce na potańcówkach, a my nie jesteśmy już skazani na tańczenie Balboa w tak wąskim gronie, jak niegdyś. Dzięki tym właśnie osobom możemy rozwijać się i doskonalić nie tylko jako tancerze, ale także jako nauczyciele. Są wśród tych osób też takie, które pomagają nam bardzo w kwestiach organizacyjno-technicznych. Każdej z tych osób coś zawdzięczamy, każdej coś innego. I każdą z nich chciałabym móc tu z imienia wymienić. Nie zrobię tego tylko z jednego powodu: by nikogo nie pominąć.I po co to pisać tak, opisywać? Wszystko przez Wasze pytania o to skąd u nas takie „nagłe” zainteresowanie Balboszką, o to jak rozwija „się” Balboa w Warszawie. Tą – przydługą i niezgrabną tu i tam – opowieścią chciałam na te pytania wyczerpująco odpowiedzieć. Pokazać, że tu nie ma nic z nagłości i że nic samo się nie dzieje. Przeciwnie - to, czym dziś możemy się wszyscy tutaj cieszyć jest wynikiem sumy wieloletnich już działań oddanych pasji ludzi, które pokazaliśmy tu ze swojej jeżo… przepraszam, żabiej perspektywy.Oczami JeżyBalboa jest dla nas wielką przygodą i źródłem bogatych doświadczeń. Gdyby pięć lat temu prawie, gdy pierwszy raz przekroczyliśmy próg Tygmontu i trafiliśmy po raz pierwszy na zajęcia do Kasi i Michała, ktoś nam powiedział, że przyjdzie taki dzień, że będziemy uczyć tańca, to… Sama nie wiem. Umierając ze śmiechu próbowalibyśmy oddalić się od takiego wieszcza na bezpieczną odległość. Tak nieprawdopodobne jest to, co się w międzyczasie stało. A dziś? Dziś nie potrafimy z Michałem wyobrazić sobie innego życia.Balboa jest bardzo rozwijającym tańcem. Ucząc się Balboa nie tylko uczymy się Balboa, ale uczymy się precyzyjnego panowania nad własnym ciałem, co pozwala nam podnieść na wyższy poziom rozumienie pozostałych tańców swingowych. Połączenie partnerów w Balboa jest subtelne, a prowadzenie - nawet podczas dynamicznego tańca – łagodne. Balboa może być bardzo wolne i płynne, a może być też niezwykle szybkie i bogate rytmicznie. Balboa to zarówno Oldtmersi (pytajcie o nich Marcina Karmela – wie o nich już chyba wszystko!) i ich odmienne techniki i stylistyki, jak i współcześni tancerze/nauczyciele, którzy bezpośrednio od Oldimersów się uczyli, którzy wiedzę o tym tańcu porządkują i którzy ten taniec twórczo rozwijają. Naprawdę jest co kochać i w co się wgryzać. Poznanie i zrozumienie Balboa na tyle, by móc zacząć się nim dzielić podczas zajęć zajęło nam chwilę, ale wiemy jedno – pod każdym względem warto było. Wspaniałe jest także bycie częścią większej całości. Dajemy coś z siebie, ale otrzymujemy jeszcze więcej od otaczających nas ludzi – zachętę, wsparcie, doping, zaufanie, swobodę, gotowość do pomocy, inspirację, czas. I wspólne tańce! Mamy to, czego brak pchał do działania też Kasię i Michała – mamy już z kim tańczyć, a nasze dzisiejsze siostry i bracia w Balboa będą dla kolejnych pokoleń tańczących „starą gwardią”, tymi pierwszymi, którzy na dobre rozbujali scenę Balboa w Polsce.Artykuł sponsorowanyI tu koniec memuarów. Przed nami grudzień i Cold Moon Balpierwszy polski festiwal Balboa. Już czas stać się częścią światowej społeczności Balboa. Zyskać nowy punkt widzenia na Balboa dzięki nauce pod okiem światowej klasy instruktorów, nawiązać nowe znajomości i poczuć Balboa dzięki tańcom z bardziej doświadczonymi tancerzami. Lubicie Balboa? W grudniu będziecie w tym tańcu zakochani! A na przyszłość: „Balbołakami” nazwała uczestników festiwalu jedna z naszych tancerek - Agnieszka Zdancewicz.* Wszyscy mieli rację ☺Zdjęcie tytułowe: Vilija Graužinytė