O uchwyconej na fotografii chwili, gdy rozpoczęła się jej przygoda z Lindy Hop oraz tym, co wydarzyło się pomiędzy ujęciami z 2013 i 2015 roku, rozmawiamy z bohaterką dwóch niezwykle klimatycznych zdjęć - Gosią Lampką.[caption id="attachment_1900" align="aligncenter" width="960"]
fot. Cud nad Wisłą[/caption]Pamiętasz moment uchwycony na tym pierwszym zdjęciu? Co się wtedy wydarzyło?Doskonale go pamiętam! Dwa lata temu w wakacje razem z siostrą szukałyśmy pomysłu na spędzenie wieczoru. Moja siostra przeczytała w internecine, że w Cudzie nad Wisłą będzie potańcówka z muzyką swingową na żywo. Nie wiedziałam jak się tańczy do takiej muzyki, ale zawsze kochałam “stare” filmy, lubiłam muzykę swingową i brakowało mi w Warszawie imprez właśnie w takim klimacie.Impreza zaczynała się późnym popołudniem. Był to ciepły letni dzień i dużo ludzi przyszło pobawić się nad Wisłą. Zaraz po przyjściu na imprezę od razu zauważyłam grupkę ludzi kręcących się niedaleko sceny. Dziewczyny były ślicznie wystrojone - w zwiewnych sukienkach, misternie upiętych włosach z kwiatami i kokardami. Usadowiłam się wygodnie z drinkiem, zerkając co chwile na scenę i na ciekawą grupę ludzi. Gdy wreszcie muzycy zaczęli grać, przez moment nic się nie działo. Jednak po chwili oni zaczęli tańczyć. A ja zamarłam.Twoje pierwsze wrażenie?Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widziałam. Tańce kojarzyły mi się głównie z tym co się dzieje w klubach, gdzie przy (dla mnie osobiście) strasznej muzyce ludzie wykonują dziwne ruchy, które tańcem trudno nazwać. A tańca w parach doświadczałam tylko na weselach, ale nie mogę powiedzieć, że było to zbyt przyjemne wspomnienie.A ludzie w Cudzie TAŃCZYLI! Bawili się przy muzyce, do której nie sądziłam, że da się tańczyć, i to jeszcze w parach. Był to niezwykle urokliwy taniec, taki płynny i przyjemny. Wszyscy tancerze byli uśmiechnięci, widać było, że świetnie się bawią. Siedziałam jak urzeczona i nie byłam w stanie napatrzeć się na nich. Nigdy czegoś podobnego nie widziałam, chyba tylko na starych filmach. I wtedy postanowiłam - ja też będę tak tańczyć!Musiałam tylko dowiedzieć się gdzie mogę się tego nauczyć. Przyuważyłam grupę tancerzy, która udała się do górnego baru w Cudzie i podążyłam za nimi czekając na okazję. Grupa kręciła krótki materiał taneczny, i właśnie to jest moment uchwycony na zdjęciu. Stoję przy barze, z uśmiechem się od ucha do ucha i czekam, aż wreszcie będę mogła zagadać do któregoś z tancerzy.Skoro teraz rozmawiamy, to znaczy, że się udało? :)Tak! Zaraz po nakręceniu materiału, udało mi się zaczepić jednego z tancerzy, który wydawało się odgrywał główną role w tym środowisku. Michał opowiedział mi o tańcu Lindy Hop i (najważniejsze!) powiedział, że mogę się go nauczyć w szkole tańców swingowych Swingout.pl, którą prowadzi razem z Kasią. Pełnią szczęścia była dla mnie informacja, że za tydzień odbywają się warsztaty wprowadzające, po których od razu będę mogła chodzić na regularne zajęcia. Mimo, że nie znałam nikogo z tancerzy, ani nie miałam partnera na zajęcia, ani przez chwilę się nie wahałam. Tydzień później wzięłam udział w warsztatach wprowadzających a następnie zaczęłam chodzić na regularne zajęcia. I wpadłam zupełnie!Jak wspominasz swoje pierwsze chwile z Lindy Hop? Kiedy to było? Co najbardziej urzekło Cię w tym tańcu?Pierwsze chwile z Lindy Hop jestem w stanie porównać tylko i wyłącznie do jednego stanu – beznadziejnego zakochania. ;)Oczywiście na moje pierwsze zajęcia w lipcu 2013 roku spóźniłam się. Pamiętam, jak przeklinałam tramwaj, który jechał za wolno i niemiłosierny upał. Byłam jeszcze dodatkowo zdenerwowana, bo nie wiedziałam, czy dostanę miejsce w grupie, ponieważ zapisałam się na zajęcia bez partnera. A po warsztatach wprowadzających wiedziałam już, że w Lindy Hop znalazłam to “coś” i że muszę nauczyć się tańczyć.Nie wiem jak to się stało, ale te 1,5 h zajęć stały się dla mnie centralnym punktem tygodnia. Cały tydzień czekałam na poniedziałek, aby nauczyć się czegoś nowego, choć trochę „zrozumieć” ten taniec. Za każdym razem jak wychodziłam z zajęć, miałam w głowie muzykę, która towarzyszyła mi potem przez cały kolejny tydzień. Kroków uczyłam się w każdym wolnym momencie. Mój dobór muzyki zupełnie się zmienił. Miałam ochotę tylko słuchać swingu, który dawał mi wielką dawkę pozytywnej energii. Oczywiście za każdym razem, gdy słuchałam jakiegoś kawałka, od razu zastanawiałam się, jak można by było do niego zatańczyć. Kawałek “Blue Skies” Rhythm Junkies, do którego ćwiczyliśmy na zajęciach chyba do końca życia kojarzyć mi się będzie z tym okresem i słowami “rock step, triple step…” ☺Jaka pilna uczennica! Lindy Hop to jednak nie tylko zajęcia?To prawda! Nie tylko nie opuszczałam żadnych zajęć, ale także chodziłam na każdą organizowaną przez SWINGOUT.PL imprezę. Na większości wydarzeń robiłam to, co na pierwszej potańcówce w Cudzie nad Wisłą - siedziałam i patrzyłam się, jak inni tańczą. Pamiętam, jak próbowałam zrozumieć, w jaki sposób dziewczyny robią swivels i nie byłam w stanie tego pojąć. Magia! Oczywiście próbowałam swoich sił na parkiecie i była to dla mnie wielka radość, ale równie wielka frustracja. Nie byłam w stanie tańczyć tak, jakbym chciała, tak jak tańczyli inni otaczający mnie ludzie.Do dziś pamiętam kilka, dla mnie osobiście, żenujących momentów, kiedy tańcząc z dobrym partnerem, nie miałam zielonego pojęcia co robić i miałam wrażenie, że co chwile psuję cały taniec. Nie dawałam jednak za wygraną! Muszę powiedzieć, że na duchu podnosili mnie właśnie inni tancerze. Właśnie to jest niesamowite w SWINGOUT.PL i, jak się później przekonałam, w świecie Lindy Hop. Ludzie, którzy tańczą Lindy są naprawdę otwarci, serdeczni i skłonni do pomocy innym. Mimo że na początku trochę bałam się tańczyć i zagadywać do lepszych tancerzy, jednak szybko przekonałam się, że nie ma żadnej “bariery”. Wszyscy razem bawią się i uczą się od siebie nawzajem. Jedyne bariery, które istnieją, są w naszej własnej głowie. A taniec pomaga je pokonywać.Co wydarzyło się w Twoim życiu między tymi dwoma ujęciami? Czy Lindy Hop nieco w nim namieszał?Oj namieszał, namieszał…od dwóch lat tylko tańce mi w głowie… Naprawę nie wiem jak to się stało i jak to opisać, ale od momentu, kiedy zobaczyłam Lindy Hop, wiedziałam, że stanie się on centralną częścią mojego życia.Lindy hop to nie tylko wspaniały taniec i muzyka, ale przede wszystkim fantastyczni ludzie. Do dziś uważam, że tańce swingowe przyciągają prawdziwie ciekawych ludzi z pasją, którzy szukają czegoś szczególnego. I właśnie w tym wszystkim czym jest Lindy - strojach sprzed lat, tańcu w parach, muzyce na żywo, znajdują to, czego im wcześniej brakowało. A wspólna pasja najbardziej łączy ludzi. Taniec rozwija nie tylko świadomość własnego ciała, ale także zmusza do kontaktu i pracy z drugim człowiekiem. Nie można skupiać się tylko na sobie, bo nawet jeśli wykonamy dany ruch poprawnie, to jeśli nie zwrócimy uwagę na naszego partnera i nie będziemy dbać o dobrą energię w parze, to taniec nie będzie dla nas przyjemny. Ale właśnie taka wspólna praca z drugim człowiekiem i pokonywanie własnych słabości daje wiele satysfakcji. I najłatwiej wtedy zaprzyjaźnić się.No właśnie - ludzie. Lindy Hop łączy?Niesamowite jest to, że tańczy się nie tylko ze swoimi przyjaciółmi i znajomymi. Na parkiecie często spotykają się ludzie, którzy zupełnie się nie znają. Można poprosić do tańca obcą osobę, która może nawet nie mówić w tym samym języku co ty i pomimo tego możecie się świetnie rozumieć na parkiecie! Bo Lindy hop to pewnego rodzaju dialog, gdzie partner i partnerka przez cały czas rozmawiają ze sobą poprzez taniec. Każdy ma własny sposób poruszania się, rytm, ulubione ruchy i w tańcu z drugą osobą wytwarza własną energię, przez co z każdym partnerem tańczy się inaczej. Tańce swingowe to social dances, stworzone do zabawy na parkiecie. I właśnie dlatego, jak przyjemna rozmowa, Lindy Hop się nie nudzi.Niektórzy uważają, że taniec uzależnia. Jak było w Twoim przypadku?Jeśli naprawdę człowiek się wkręci to szybko okazuje się, że 1,5 h zajęć tygodniowo oraz okazjonalne imprezy przestają wystarczać. Na szczęście możliwości rozwoju się nie kończą. Bo poza Lindy Hop są też inne tańce swingowe jak Blues, Collegiate Shag czy Balboa, są warsztaty i festiwale, nie tylko w Warszawie, ale też w innych miastach Polski i za granicą! Więc można pojechać na festiwal do takiego Wiednia, i wziąć udział w warsztatach, które prowadzą międzynarodowi instruktorzy, a wieczorem pójść na imprezę, gdzie grana jest muzyka swingowa, ludzie też ubrani są w klimacie lat 30. i 40, i świetnie się bawić całą noc. Albo pójść potańczyć nad Wisłę, co obrazuje to drugie zdjęcie![caption id="attachment_1899" align="aligncenter" width="720"]
Fot. Adam Burakowski[/caption]Jakie są Twoje najbliższe taneczne plany?Oczywiście letni obóz Swingout Summer 2015! W zeszłym roku bawiłam się świetnie i za nic w świecie nie przepuściłabym tego wyjazdu. A w przyszłym roku chciałabym bardzo pojechać do Stanów i usłyszeć jak grają swinga na ulicach Nowego Orleanu… A do tego czasu na pewno zahaczę o jeszcze kilka festiwali i wytańczę odpowiednią ilość godzin na parkiecie! :)Dziękujemy za rozmowę i do zobaczenia na parkiecie!Na pewno!