5-6 kwietnia na zaproszenie Swing Revolution Trójmiasto po raz pierwszy wybraliśmy się na Pomorze, gdzie prowadziliśmy warsztaty Lindy Hop na dwóch poziomach zaawansowania. Gdańsk jest bardzo młodą sceną tańca swingowego, mieliśmy to szczęście, że podczas naszego pobytu minęło 12 miesięcy działalności Kasi Bąk i Bogny Jabłońskiej - założycielek gdańskiej grupy. W zeszłym roku nie mieliśmy okazji, aby je odwiedzić - byliśmy więc niezwykle ciekawi nie tylko samych tancerzy, ale i lokalizacji imprez oraz samego Gdańska, w którym dotychczas mieliśmy okazję bywać jedynie dość przelotnie.Pierwszą niespodziankę przyszykowało nam oczywiście PKP - pociąg przyjechał na stację Warszawa Gdańska... o czasie. Byłoby to godne pochwały, gdyby nie fakt, że tuż przed przyjazdem obsługa dworca zakomunikowała pasażerom dwudziestominutowe opóźnienie. W naszym wypadku skończyło się to krótkim sprintem z rozlewającą się kawą, szczerze jednak współczuję osobom, które w oczekiwaniu na spóźniony pociąg wybrały się na 10-15 minutowy spacer... Tak. PKP dba, aby pasażerom się nie nudziło.Do Gdańska dotarliśmy bez większych przygód, po drodze spotykając naszą klubowiczkę Martę, która wraz z kilkoma innymi osobami - Gosią, Michałem, Dorotą, Krzyśkiem i Pawłem wybrała się z nami na warsztaty aby poznać pomorskich lindyhoppersów.Kasia odebrała nas z Dworca i wraz z Bogną pokrótce pokazały nam miasto. Można powiedzieć, że był to pierwszy raz, kiedy mieliśmy szansę zamienić więcej, niż dwa słowa. Dziewczyny zawsze spotykaliśmy jedynie przelotnie na imprezach i nigdy nie było czasu, aby nieco dłużej i na spokojnie pogadać. Cieszymy się wiec, że taka okazja się nareszcie przytrafiła. Dowiedzieliśmy się nieco o lokalnej scenie, o początkach, a także o tym, skąd wzięło się u nich zainteresowanie Lindy Hop. Ja osobiście uwielbiam słuchać historii osób, które nie mając okazji uczyć się najradośniejszego z tańców u siebie w mieście nie poprzestają na oglądaniu filmików na YouTube i biorą sprawy w swoje ręce tworząc zaczątek lokalnej społeczności tancerzy. W ten właśnie sposób rozwijały się największe sceny w Europie i na świecie. Jeśli o mnie chodzi, każda z tych historii jest równie fascynująca. Od razu przypominają mi się nasze początki, które w gruncie rzeczy wyglądały bardzo podobnie - z tą jedynie różnicą, że nie było wówczas nikogo w Polsce, od kogo my moglibyśmy się uczyć.W piątek mieliśmy więc nieco czasu, aby połazić po mieście i przekonać się na własne oczy, jak pięknie wygląda Gdańsk wczesną wiosną!Sobotnie warsztaty rozpoczęły się stosunkowo wcześnie, jednak wszyscy uczestnicy zjawili się na nich pelni energii! My również i przyznam szczerze, że dzień odpoczynku przed pracowitym weekendem bardzo dobrze nam zrobił. Nasz hostel położony był dosłownie 5 minut piechotą od miejsca warsztatów i imprezy - tak więc lokalizacyjnie lepiej być już chyba nie mogło.Na pierwszy ogień poszła grupa początkująca, dla której te warsztaty były w większości przypadków pierwszym kontaktem z Lindy Hop. Mimo dość dużej powtarzalności materiału na tego typu zajęciach, osobiście bardzo lubię wszelkie warsztaty od podstaw. Ogromną radość sprawia nam zawsze praca z ludźmi, którzy o Lindy Hop często wiedzą tyle, ile zobaczyli na YouTube czy też przypadkowo na jakiejś imprezie. Zawsze zastanawiam się, jak wyglądał splot wydarzeń, który sprowadził ich na warsztaty w końcu wciąż jeszcze dość niszowego tańca.Zajęcia takie to również duża odpowiedzialność, bo często te kilka pierwszych godzin może przesądzić, jakie postępy tancerze będą robić przez kolejne kilka miesięcy, a nawet lat i z jaką ilością złych nawyków przyjdzie im się zmagać w przyszłości.Grupa początkująca okazała się bardzo utalentowana i już po niedługim czasie stali się początkującymi lindyhoppersami, czyli przeszli na drugą stronę lustra! Mamy nadzieję, że jak najwięcej z nich pozostanie po lindystronie już na dobre!O ile z beginnersami sprawa była jasna, o tyle wyższa grupa okazała się być bardzo podzielona pod względem tanecznego doświadczenia. Zdecydowanie nie chcieliśmy zostawiać ich bez tego, co jest dla nas kwintesencją Lindy Hop, a czego nie mieli okazji jeszcze dogłębnie poznać na warsztatach, w których dotychczas brali udział. Swingout jest jednym ze wspólnych mianowników zarówno dla początkujących, jak i doświadczonych tancerzy. Frankie Manning wielokrotnie podkreślał, że jest to część Lindy Hop, do której należy wciąż i wciąż wracać na nowo. W ciągu naszej przygody z tańcem kilkakrotnie koncepcja swingoutu w naszych głowach ulegała kompletnemu zburzeniu i była budowana od nowa. Wreszcie udało nam się znaleźć drogę, która nam odpowiada, nad którą jednak cały czas musimy pracować, aby taniec kosztował nas jeszcze mniej wysiłku, jednocześnie sprawiając jeszcze więcej radości. Dokładnie to samo zdecydowaliśmy się zrobić na warsztatach w Gdańsku - coś zburzyć, aby w tym miejscu tancerze mogli samodzielnie zbudować coś zupełnie nowego.Grupa średniozaawansowana przeszła więc swojego rodzaju swingoutowy obóz przetrwania, przechodząc przez sporą ilość cwiczeń usprawniających technikę, relaksujących ciało w tańcu i wspomagających naturalny przebieg energii między partnerem a partnerką. Ze względu na ograniczony czas nie mogliśmy przejść przez wszystkie ćwiczenia, jednak te, z którymi zapoznali się gdańscy tancerze z pewnością (jeśli będą przez nich powtarzane) wkrótce zaprocentują.Przyznam szczerze, że niemal tak samo, jak gdańskich tancerzy, ciekaw byłem wieczornej potańcówki oraz jazz bandu, który miał grać nam do tańca.Na co dzień swing i jazz tradycyjny nie są niestety pierwszym, ani nawet drugim, czy trzecim wyborem jazzowych muzyków, z których większość ucieka w bardziej współczesne klimaty, które niestety dla nas, osób mocno związanych i estetycznie, i emocjonalnie z minioną epoką - są często trudne do przełknięcia. W jakimś stopniu wynika to pewnie z zapotrzebowania rynku muzycznego na tego typu twórczość. O ile tego typu zespoły działają w dużych ośrodkach jazzowych, o tyle reszta Polski czesto pozostaje w tej kwestii białą plamą. Brakuje nieco tego młodego, gniewnego młodego pokolenia muzyków, którzy byliby zainteresowani klimatem lat 20. i 30. - takiego, jakie po wojnie tworzyło tą społeczność w YMCA, starej Stodole, czy Hybrydach.Miejmy nadzieję, że polskie grono miłośników i twórców najradośniejszej muzyki na świecie będzie rosnąć wraz z ze społecznością tancerzy swingowych i że wkrótce będziemy mieli szansę poznać polskich odpowiedników New Orleans Jazz Vipers, Home Jazz Band, Rhythm Junkies, The Smoking Time Jazz Club, The Handsome Fred and His Orchestra, Meshiya Lake and Little Big Horns czy Careless Lovers. Ech... to się rozmarzyłem!Z dusznego Nowego Orleanu wróćmy jednak do smaganego morską bryza Gdańska i wieczornej imprezy warsztatów Spring Swing, na których mieliśmy przyjemność gościć w pierwszy weekend kwietnia. Zarówno zespół, jak i niesamowity klub, w których odbywały się warsztaty i impreza znalezione zostały przez Gosię - kolejną osobę zamieszaną w lindyhopową rewolucję w Trójmieście. Zespół, który wystąpił podczas imprezy nosi tajemniczą nazwę Inner Out. Muzycy doskonale dali sobie radę ze swingowym repertuarem i, co ważne, muzyka naprawdę swingowała i niosła ze sobą niesamowitą energię! Najlepiej świadczy o tym fakt, że tancerze nie pozwolili zejść zespołowi ze sceny bez dodatkowego, bisowego utworu. Czas między setami wypelniła gdańska DJ Goha i muszę przyznać, że robiła to doskonale.Jak podczas każdych urodzin, nie mogło obejść się bez birthday jamu - zarówno tego z udziałem gdańskich lindyhopowych aktywistek jak i tego prawdziwego dżemu, który otrzymały w prezencie od ekipy SWINGOUT.PL. :)Gdańsk zdecydowanie nas oczarował. Ludzie, miasto, knajpy, miejsca imprez i warsztatów, a przede wszystkim zapał miejscowych animatorek sceny Lindy Hop - wszystko to daje stolicy Pomorza ogromny potencjał do stania się znaczącym ośrodkiem na swingowej mapie Polski. Czego z całego serca im życzymy! Do zobaczenia wkrótce! Ahoj!